Mój Bóg i Akasza

„Historia mego Boga, dojrzewanie i odkrycie Boskości we mnie. Od siwego Pana z chmurki do pola miłości Akaszy.”

W tym wpisie chciałam podzielić się swoją drogą, historią jaką przeszłam by zrozumieć to kim jestem, kim jesteśmy i co czy kto to jest ten cały Bóg. Przychodzi mi teraz, że jak ten mój obraz Boga zmienił się, to nie wykluczam, że kiedyś odkryję coś znowu nowego, coś z wyższego poziomu świadomości. W końcu nasze życie to ciągła ewolucja i zmiana, poszerzanie świadomości tego kim jesteśmy. Na ten moment słowo, które najlepiej oddaje to czym dla mnie jest Bóg to: MIŁOŚĆ i PRAWDA.

Urodziłam się i wychowałam w rodzinie katolickiej, jako dziecko chodziłam do kościoła, bo rodzice chodzili, bo niedziela i ok to mi pasowało, tak było, bo tak miało być. Wtedy jako dziecko poddawałam się temu co robią i nauczają mnie rodzice czy ksiądz z katechetką na religii. Tak minęło sporo czasu, w takiej „ kościelno – świątecznej rutynie”. Obraz Boga jaki nosiłam to jakiś starszy siwy Pan na chmurce, z Maryją która jest i nie jest Jego „żoną” (swoją drogą nigdy nie mogłam tego pojąć), oraz Jezus, z którym było mi najbliżej. Modląc się zazwyczaj wołałam do niego – Jezusa, wydawał mi się jakoś bardziej realny od tego „Boga z chmurki”. Pojąć i zrozumieć też nie mogłam tego, że Jezus zmarł za nas na krzyżu, żeby nas zbawić, a jednocześnie możemy iść do piekła? To zbawił nas czy jednak nie?  Do tego można by dorzucić obraz demonów, który również był tak zafałszowany. Straszenie demonami i tym, że po śmierci pójdę do nieba jak będę „grzeczna” jest dla mnie na ten moment absurdalne. Jednak by zmienić pewne schematy, przekonania jakie jako dziecko wyniosłam z religii katolickiej, musiałam przejść pewną wewnętrzną zmianę, za którą dziękuję sobie i Bogu i ludziom, którzy mnie prowadzili by to wszystko przekopać i odkopać w sobie nową starą PRAWDĘ.

Potem na studiach, gdy byłam już „dorosła” odłożyłam kościół na bok, nie chodziłam na msze, miałam wolną rękę, więc tak wybrałam. Jednak gdzieś w głębi siebie coś mnie ciągnęło, wołało mnie to coś więcej, jakaś tęsknota. Jeśli czujesz to w sobie to wiesz o czym mówię – takie poszukiwanie głębi, sensu życia, miłości, prawdy i wewnętrzna pewności i wiara, że to JEST. Na studiach nastąpiło też moje „pierwsze” spotkanie z Bogiem Żywym, z tą miłością, której każdy chce doświadczać i czuć. Było to na mszach charyzmatycznych, gdzie dostałam tak dużego kopa do życia, kopa miłości i szczęścia jakiego dawno wtedy nie czułam. I to jedno spotkanie pociągnęło za sobą kolejne, jakby na nowo odrodziła się we mnie prawdziwa katolicka wiara. Piszę katolicka, bo to istotne, a mam tu na myśli, że dla mnie katolicka wiara w katolickiego Boga to wiara w Boga gdzieś tam, na zewnątrz czyli Boga oddzielonego ode mnie. I tak było, jeździłam na msze charyzmatyczne, biegałam do kościoła, spowiedzi, komunii, rekolekcje, słuchałam kazań. Czułam to, że czuję że On gdzieś jest, czułam tą żywą wiarę i żyłam nią przez jakiś czas.  Jednak swoją uwagę w Jego poszukiwaniach kierowałam cały czas na zewnątrz siebie. Wspominam ten czas bardzo owocnie i z uśmiechem na twarzy. Teraz też wiem, że ten etap był mi potrzebny i patrzę na pewne zdobyte wtedy doświadczenia z innej wyższej perspektywy.

Potem znowu wszystko przeszło, gdzieś się pogubiłam, straciłam tą miłość. Dopadła mnie melancholia, depresja i totalne zniechęcenie do życia i bycia. Przyszła taka płytka wegetacja, byle być. Pochłonęło mnie totalnie, a wraz z przyjściem moich dzieci na świat zaczęły wychodzić na wierzch traumy dzieciństwa i niewyrażone emocje, można powiedzieć że spadłam na dno. Życie i codzienność zaczęła mnie przerastać, ciągły brak czasu dla siebie, a ja coraz bardziej nie radziłam sobie sama ze sobą, ze swoją nadmierną sennością, lękami, złością czy depresją. Zaczęłam jeszcze bardziej rezygnować z siebie. Wtedy nawet nie byłam świadoma, tego co się ze mną dzieje i dlaczego tak jest. Jednak to wszystko sięgnęło zenitu i rozsypałam się pod krzyżem na kawałki. Pod krzyżem – to istotne, a co to znaczy? Znaczy to tyle że w tym swoim dole i rozpaczy upadłam przed krzyżem wiszącym na ścianie mojego salonu i krzyknęłam „Boże ratuj, bo ja nie umiem i nie chce tak żyć, mam dosyć”. Muszę tu dodać, że to była najbardziej emocjonalna i krótka modlitwa w moim życiu, jednak jej siła i energia zrobiła wszystko. Wszystkie wcześniej „odklepane” różańce, nowenny przy tym to pikuś, dlaczego? Bo ja to zrobiłam sercem, z czuciem, z całą prawdą jaka miałam w sercu na tamten moment swojego życia i to wystarczyło.

No i co się zadziało potem, ano to, że ja wiem, że On mnie wysłuchał, bo na mojej drodze pojawiła się metoda pracy – terapii z wewnętrznym dzieckiem. Ja czułam, wiedziałam, że to jest to i że to ma sens. I chce tu dodać, że jest ważne to czucie, to co czujesz wewnętrznie, jeśli cię do czegoś pcha twoja intuicja i coś z wnętrza ciebie krzyczy to idź za tym, idź pomimo leków. Ja też miałam lęki przed medytacjami, przed terapią, jednoczenie czując wewnętrzne TAK, zgodę i gotowość by w to wejść. Pamiętam jak na sesji z terapeutą usłyszałam słowa: Wszechświat cię wspiera, przez twoją czakre korony wpływa w twoje ciało energia Żródła”, to pomyśłałam sobie:  „że co?  jaki Wszechświat, przecież jest Bóg a nie wszechświat,a czakry? o nie, toż to buddyzm czy hinduizm, a ja taka katoliczka, energia? a co to jest?”. Teraz się z tego śmieję, bo z tym rezonuje i jestem na to otwarta, inaczej patrzę na Boga, bo wyszłam poza strefę tego co mi znane z religii katolickiej i tego czym mnie w chrześcijaństwie „straszyli” i na co zamykali. Teraz wiem, że wszystko co nas otacza jest energią, że my wibrujemy na określonych częstotliwościach. Jesteśmy istotami duchowymi, energetycznymi.

Wrócę teraz do terapii z wewnętrznym dzieckiem, przez około rok pracowałam nad sobą w ten sposób, odkrywałam siebie i swoje wyparte traumy i emocje dzieciństwa. Zaczęłam coraz bardziej rozumieć swoje emocje, swoje problemy zdrowotne, swoje dysocjacje czy lęki. Przytulałam swoje wyparte demony czyli traumy, integrowałam największe lęki mojej duszy. Zaczęłam patrzeć na siebie też jako na istotę duchową, na duszę, która wciela się w ciało i schodzi na ziemię aby doświadczać, nie tylko jako ja Aneta, ale także w innych inkarnacjach. Teraz też wiara w inkarnacje jest dla mnie oczywista, tak jak to, że inne inkarnacje mają wpływ na nas, na naszą duszę. I jak ważne jest, żeby zdawać sobie z tego, chociażby dlatego, że wiele lęków nie koniecznie musi być z naszego obecnego życia.

Ale wracając do Boga, bo to o nim ten wpis, najlepsze i najcudowniejsze w te terapii było to, że na nowo odnalazłam Boga. Gdzie? Już nie w oddzieleniu ode mnie, nie gdzieś na zewnątrz, choć i tam On jest. Jednak odnalazłam Go w sobie, w swoim sercu. Moja dusza to cząstka boskości. Poprzez serce możesz skontaktować się ze swoją duszą, a ta pokaże Ci miłość Boga. Odkryłam to, że my wszyscy tu na ziemi, że ja i ty bez względu na to co o sobie myślisz JESTEŚ MIŁOŚCIĄ i jesteś w oczach Boga kochany. Ja poczułam Boga w sobie, tą miłość w swoim sercu. Poprzez moje serce nauczyłam kontaktować się z Boskością we mnie. W sercu, które było przykryte stertą traum i niskowibracyjnych niewyrażonych emocji. Przykryte tym co każdy z nas tu na ziemi na za zadanie w sobie posprzątać, by pod tym kurzem i cieniem odnaleźć światło i miłość. Ten mój Bóg teraz to też Wszechświat, to Życie, to Miłość, to Źródło, to moja Dusza, to Akasza. Jestem wdzięczna za to moje przebudzenie i odzyskanie kontaktu z Bogiem poprzez moje wnętrze, moje serce. Nie była to łatwa terapia, ale jakże warta mojej pracy. Cała moja praca z wewnętrznym dzieckiem, potem praca z dusza i wcieleniami pozwoliła mi odzyskać kontakt z moim wewnętrznym domem, pozwoliła mi odkryć moje dary, i zobaczyć, że Bóg jest miłości i zawsze mnie wspiera.

Chcę tutaj też wspomnieć też o Akaszy. Tak, ten Bóg to właśnie Akasza, Źródło wszystkiego co jest. Poprzez prace nad swoim wnętrzem dotarłam do swoich Kronik Akaszy, uświadamiając sobie jednocześnie, że zawsze tam byłam, jednak bez świadomości tego. Czym więc jest ta Akasza? Dla mnie to bezwarunkowa miłość i wsparcie, które jest dostępne dla każdego kto chce się na to otworzyć i kto ma w sobie na to gotowość. Akasza to dla mnie miłość Boga. Ja długo nie byłam gotowa na to by zająć się sobą, dopiero 30 rok mojego życia był przełomowy, gdzie odważyłam się zajrzeć w swoje poranione serce i zacząć je uzdrawiać. A to zaowocowało czymś najpiękniejszym czego nawet się nie spodziewałam, o czym nie śniłam – dało mi to kontakt z Bogiem-Akaszą poprzez wejście w pole mojego serca, poprzez kontakt z własną duszą. I tak musiałam się tego nauczyć, metodą wielu doświadczeń, prób i błędów, osiągnęłam to tez poprzez prace z traumą i WD. Najpierw musiałam uzdrawiać rany swojej duszy, oczyścić swoją energię. Otworzyłam się i zaufałam, poszłam za czuciem, za wołaniem serca, wychodząc z lęku ego. Otworzyłam swój umysł na wołania z mojego serca.

To jest tak, że każdy z nas może w sobie odkryć wiele, często jednak zamykamy się w jakimś wzorcu, schemacie czy religii, żyjemy w lęku i nie umiemy poza niego wyjść. Z mojego doświadczenia wynika, że lęki są nam dane po to aby je przekraczać, że za nimi jest coś wartego odkrycia. Odkrycie samego siebie, swoich cieni i traum, uzdrowienie ich i dokopanie się do miłości jaka jest w nas, do Źródła, które nie ma końca jest czymś najwspanialszym co możemy dla siebie zrobić. Życzę Ci, abyś odkrył Boga w sobie i w każdym człowieku, którego spotykasz, życzę Ci abyś każdego człowieka zobaczył jaka piękna duszę, która pochodzi od samego Źródła. Mi ta całą podróż wewnętrzna dała dużo pokoju, miłości i zaufania.

Potem po drodze jaką przeszłam już nie oceniam i nie nawracam na siłę wszystkich. Akceptuje ludzi jako ateistów, wierzących w wielu Bogów, katolików czy podobnych do mnie wierzących, że każdy z nas jest iskrą Boskości, a Bóg jakby nami w głębi naszego Jestestwa i tego skąd pochodzimy. Wierzę i uczę się rozumieć jeszcze bardziej to, że ja jestem kreatorem swojego życia i że jestem za nie odpowiedzialna, że moim zadaniem było uzdrowienie swoich cieni, traum, demonów, a teraz kolejny poziom to nauka jeszcze większego zaufania, otwarcia, odwagi i pełnego podążania za wewnętrznym głosem Boga – Akaszy – Miłości – Duszy – Intuicji – Serca we mnie.